Co zrobić, gdy córka przyjaciółki traktuje nas jak mamę? Zwierza się, chce mieć tajemnice? Czy taka bliskość z dorastającą dziewczyną jest nielojalnością wobec przyjaciółki? A może ważniejsze są potrzeby dziecka?
Nigdy nie zakładałam, że stworzę tak przyjacielską relację z córką mojej przyjaciółki. Sara lgnęła do mnie od najmłodszych lat. Początkowo sprawiało mi to dużo radości. Chętnie zabierałam dziewczynkę na spacery czy plac zabaw, gdy jej mama musiała coś załatwić albo po prostu chciała pobyć sama. Czułam się ważna i potrzebna w życiu tego małego człowieka – cenne uczucie, gdy nie ma się własnych dzieci.
Z biegiem lat nasza relacja zaczęła mnie jednak przytłaczać. Uważałam, że Sara przekracza pewną nieprzekraczalną granicę, ale nie bardzo wiedziałam, jak jej to powiedzieć. Nie chciałam jej zranić ani urazić. Nie chciałam też, żeby całkiem się ode mnie odwróciła. Lubiłam, kiedy do mnie wpadała – ze swoją mamą lub sama. Ale nasza relacja wymknęła się spod kontroli i czułam wyrzuty sumienia wobec przyjaciółki.
To Ilona była matką Sary. To z nią dziewczyna powinna spędzać czas, plotkować, to jej powinna zwierzać się ze swoich problemów. Ilona nie byłaby zadowolona, gdyby dowiedziała się o naszych rozmowach. Ja bym nie była na jej miejscu. Czułam się z tym źle, ale co miałam zrobić, kiedy Sara wpadała do mnie znienacka i wypłakiwała się na moim ramieniu? Dziewczyna twierdziła, że nikt tak nie słucha jak ja. Nie mogłam jej przecież wygonić. Słuchałam więc, przy ciepłej herbacie albo zimnej lemoniadzie, a potem włączałam „Przyjaciół” na poprawę humoru – działają bez względu na porę roku.
– Tylko nie mów o niczym mamie – prosiła. – Raczej nie byłaby zachwycona.
Na pewno, nie tylko "raczej". Ilona wyszalała się za młodu, a potem przeszła transformację i zamieniła się w surową matkę. Była wymagająca i starała się pilnować Sary na każdym kroku. Oczywiście z troski, choć moim zdaniem była nieco zbyt restrykcyjna. Nie podważałam jej metod wychowawczych ani autorytetu, a już zwłaszcza w obecności Sary. Uśmiechałam się tylko i obiecywałam dyskrecję. Dziwnie się jednak czułam, kiedy spotykałyśmy się we trzy. Jakbym odbierała Ilonie coś, co powinno należeć tylko do niej.
Ucieszyłam się, kiedy przyjaciółka zaproponowała mi wypad nad wodę.
– Będzie jak za naszych studenckich czasów. Spakowałam już namiot i śpiwory, ty weź swój, i gitarę, nie zapomnij o gitarze – trajkotała przejęta. – Rozpalimy ognisko i pośpiewamy stare piosenki. Pokażemy Sarze, jak się biwakuje!
Mój entuzjazm się ulotnił. Nie uśmiechała mi się wyprawa w towarzystwie Sary. Spanie pod namiotem, ognisko, gitara i rozgwieżdżona noc – takie okoliczności sprzyjają zwierzeniom. Któraś z nas mogłaby powiedzieć o kilka zdań za dużo. Z drugiej strony to była idealna okazja, aby dziewczyny zbliżyły się do siebie. Z dala od codzienności, od narzuconych ról…
Do końca trzymałam Ilonę w niepewności. Gdybym od razu odmówiła, to mogłaby zrezygnować z wyjazdu. A już na pewno Sara znalazłaby jakąś wymówkę, żeby nie jechać pod namiot tylko z matką. Bo to przecież „totalna żenada”, jakby powiedziała.
– Bardzo was przepraszam, ale złapałam jakiś wirus
– wyjęczałam zza drzwi, gdy podjechały po mnie w wakacyjny poranek. – Ścięło mnie z nóg w nocy, nie dam rady…
– Nie wygłupiaj się! – Ilona uderzyła pięścią w drzwi.
– Właśnie, ciociu, nie rób mi tego! – błagała płaczliwie Sara.
Ich desperacja dowodziła, że naprawdę boją się zostać same, w sytuacji innej niż domowa, gdzie zawsze mogą się schronić każda w swoim pokoju. Pod namiotem będą na siebie skazane. Zerknęłam przez wizjer i na widok ich min przez moment się zawahałam. Ale potem przypomniałam sobie opowieści Sary o chłopakach i kłótniach z koleżankami, jej prośby, bym nauczyła ją, jak się malować… Pora postawić granicę. Pora „zwrócić” Ilonie jej córkę. Nim całkiem ją straci.
– Spróbuję dojechać później, jak się lepiej poczuję – skłamałam.
Stały pod drzwiami, jakby nie wiedząc, co zrobić. Wysłałam do Ilony SMS-a.
„Jedźcie same, dobrze wam to zrobi. Moja prośba: spróbuj przez tę parę dni jej nie oceniać. Bądź czasem przyjaciółką Sary, a nie zawsze i wszędzie jej matką. Trzymam za was kciuki, pa”.
Przykleiłam oko do wizjera. Na twarzy Ilony odmalowało się zmieszanie. Zmarszczyła brwi, analizując moje słowa. Zamierzałam jeszcze dodać „nie chcę cię dłużej wyręczać”, ale to by było zbyt dosadne. Relacje między matką i córką bywają trudne. Nie czułam się powołana do oceniania jakości łączącej ich więzi, ale bez wątpienia powinny popracować nad lepszą komunikacją. Nie zastąpię dziewczynie matki i nigdy do tego nie aspirowałam. Wprost przeciwnie, chciałam jak najszybciej wyplątać się z tej dziwnej sytuacji, przywracając właściwy porządek. Mogę być ulubioną ciocią, która czasem wyskoczy z Sarą do kina albo na zakupy, ale to wszystko.
Słyszałam, jak odchodzą spod moich drzwi. Chwilę później dostałam wiadomość: „Nie rozumiem, o co ci chodzi, ale nie to nie, błagać cię nie będziemy”. Westchnęłam. Ilona była na mnie zła. Chyba nie tylko za to, że wystawiłam ją do wiatru.
Kilka godzin później przyszło pierwsze zdjęcie, na którym błękitne niebo zlewało się z taflą jeziora, opatrzone podpisem: „Żałuj, że cię nie ma”.
Będzie dobrze, pomyślałam.