Historie osobiste

Znowu rzuciłam się do ratowania brata. Tym razem ma kłopoty z prawem, a ja czuję, że powinnam mu pomagać

Znowu rzuciłam się do ratowania brata. Tym razem ma kłopoty z prawem, a ja czuję, że powinnam mu pomagać
Dlaczego biorę na siebie kolejne nie swoje kłopoty?
Fot. Agencja 123rf

Czy wsparcie drugiego człowieka oznacza wieczne wyciąganie go z tarapatów? A co, jeżeli takie zachowanie zupełnie nie uczy go płacenia za błędy i wyciągania wniosków z zaistniałej sytuacji?

Nigdy nie byłam zazdrosna o młodszego brata. W dzieciństwie uważałam wręcz, że urodził się po to, bym mogła się nim opiekować. Czułam się za niego odpowiedzialna i zawsze mógł na mnie liczyć. Pomieszkiwał u mnie na studiach, pożyczał ode mnie pieniądze, czasami prosił o drobne przysługi. Nie odmawiałam, dlaczego tym razem miałabym się od niego odwrócić? Bo kaliber był większy?

Brat zniszczył auto rodziców

– Musi za to zapłacić – upierał się nasz starszy brat.

Podobnego zdania byli nasi rodzice, bardziej surowi dla własnego syna niż dla kogoś obcego.

– Porozmawiamy, jak zmądrzeje – powtarzała mama. – Jak na razie tylko nam wstyd przynosi.

– Uwzięliście się na niego…

– Zniszczył nasze auto! – wybuchł tata. – Twoim zdaniem to drobiazg? Samochód jest nam potrzebny!

– No to go wam odkupię – zaoferowałam się.

– A czemu ty? – zdumiała się mama. – Byłaś z nim?

– Nie, ale…

– Nie ma żadnego „ale”. Skończyło się! – grzmiał ojciec.

On miał najmniej cierpliwości do Patryka, jakby wyczerpała mu się na starsze dzieci. A mamie się kiedyś wyrwało, że wcale nie planowali kolejnego dziecka, zwłaszcza młodszego od pozostałej dwójki o ponad dekadę. Większość wybryków Patryka wynikała z chęci zwrócenia na siebie uwagi rodziców. Z poczucia, że był niechciany. Współczułam mu i pragnęłam mu to jakoś wynagrodzić. Teraz też go nie zostawię.

 

Jedyna obrończyni 

Wpakował się w poważne tarapaty, wcale tego nie podważam. Nie powinien był wsiadać za kółko pod wpływem alkoholu. Tym bardziej, że pożyczył auto od rodziców. Z drugiej strony trzeba się cieszyć, że nie zrobił krzywdy ani sobie, ani nikomu innemu. Zbyt gwałtownie skręcił, chcąc ominąć kobietę na pasach, i w wylądował w rowie. Sprawa znajdzie swój finał w sądzie.

– Mocno przeżył całą sytuację i więcej tego nie zrobi – tłumaczyłam. – To było tylko jedno piwo…

– Tylko?! – zdenerwował się Krzysiek. – Czy ty siebie, Wiola, słyszysz? W ogóle nie powinien prowadzić po alkoholu! A może tak jak on uważasz, że piwo to nie alkohol?

– Zapewniam was, że dostał nauczkę…

– Jaką nauczkę – wtrącił się ojciec – skoro bagatelizujesz problem, skoro znowu go bronisz i wybielasz?

Zachowywali się tak, jakbym była współwinna.

– Po prostu okazuję mu wsparcie, jako jedyna w tej rodzinie. To mój młodszy brat…

– To dorosły facet – przerwał mi Krzysiek. – Już nie jest małym Patrysiem, który dopiero uczy się chodzić. Nie musisz mu usuwać każdej przeszkody z drogi. Powinien się liczyć z konsekwencjami swoich czynów.

Widząc, jak rodzice kiwają głowami, uznałam, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Rodzina odwróciła się od Patryka, ja nie zamierzałam.

 

Prawnik, wsparcie, opieka

– Znajdę ci najlepszego prawnika – obiecałam bratu. – Jakoś z tego wybrniemy.

– Wiem, dzięki, Wiolka, zginąłbym bez ciebie.

Uruchomiłam swoje kontakty, co nie spodobało się również mojemu mężowi.

– Zostaw tę sprawę. Zrób to dla dobra Patryka – apelował.

– Zostawienie go na łasce adwokata z urzędu ma być dla niego dobre?!

– Jeśli zawsze będziesz go ratować, będzie tylko gorzej. Ma już dwadzieścia siedem lat, a ciągle zachowuje się jak dzieciak. Ani studiów nie skończył, ani stałej pracy nie ma, a ty ciągle do czynszu mu się dokładasz, myślisz, że nie wiem…

– Chociaż ty przestań! – Poderwałam się z krzesła i zatrzasnęłam laptopa.

Musiałam wyjść. Byłam wściekła. Na każdym kroku spotykałam się z krytyką, a chciałam jedynie pomóc bratu.

– Tylko nie ruszaj pieniędzy z naszego konta oszczędnościowego! – zawołał za mną mąż.

Czułam się osamotniona w swojej lojalności wobec Patryka. Wciąż był bardzo młody, miał prawo popełniać błędy. Może popełniał ich więcej niż inni, a ja przesadzałam z troską, ale… przywykłam do matkowaniu mu. Był moim małym braciszkiem, który kiedyś chodził za mną krok w krok. To mnie wołał, gdy budził się z płaczem w nocy. To mnie się zwierzał ze swoich pierwszych miłości. I ja miałabym go zostawić?

 

Czekając na skruchę

– Nie wiem, jak ci dziękować – westchnął Patryk, kiedy spotkaliśmy się w kawiarni, by omówić dalszy plan działania.

– Nie dziękuj, tylko wreszcie się ogarnij. Znajdź porządną pracę, dobrą dziewczynę i wyprowadź się z tej komuny. Wiecznie balangujący kumple nie pomagają ci ani trochę.

– Oj, Wiolka, choć ty mi nie truj… – Uśmiechnął się uroczo. – W sądzie jakoś dam sobie radę, ale z rodzicami będzie ciężko. Zawzięli się. – Spuścił głowę i utkwił wzrok w filiżance stygnącej kawy. – Krzysiek i twój mąż też mają mnie za jakiegoś przestępcę…

Znowu zrobiło mi się go żal. Biedny chłopak… Nie pozwolę, by ten wybryk przekreślił jego przyszłość i zniszczył mu życie.

– Nie martw się, ja się wszystkim zajmę.

Byłam już umówiona z prawnikiem, który przeanalizował sytuację i miał nam przedstawić strategię obrony. Byłam dobrej myśli. Obawiałam się, że trudniej będzie przekonać rodzinę niż sędziego.

Choćby mój mąż. Oczywiście dowiedział się, że wynajęłam drogiego adwokata dla Przemka, i był bardzo niezadowolony.

– Mniejsza o tę kasę, ale powinnaś wreszcie puścić jego rękę. Niech idzie sam. Jest dorosły!

– Czyli dorosłemu rodzeństwu nie wolno pomagać?

Pokręcił głową.

– Nie o to chodzi. Inwestujesz w Patryka czas i pieniądze, a on wcale tego nie docenia – podsumował gorzko. – Wycofaj się, daj mu się uczyć na własnych błędach, bo inaczej naprawdę zrobisz mu krzywdę. Pomyśl też, jaki dajecie przykład naszym dzieciom…

 

Puszczam jego rękę

Wcześniej nikt nie podniósł tego argumentu, a mnie nagle zabrakło pewności, czy dobrze robię. Wiecznie usprawiedliwiałam Patryka, a za jego lekkomyślne zachowanie lubiłam obwiniać chłód rodziców. Jednak dla własnych dzieci nie byłam aż taka wyrozumiała. I syn, i córka widzieli, że kocham ich nad życie, ale nie będę tuszować ich wybryków ani tolerować lenistwa czy lekceważenie obowiązków. Pozwalałam im uczyć się na własnych błędach, pozwalałam im się wywracać i… chodzić bez asekuracji.

W stosunku do Patryka nie umiałam być równie rozsądna i zdrowo zdystansowana. Moja nadopiekuńczość wpędziła go w nagminny brak poczucia winy. Nie był złym chłopakiem, wciąż to sobie powtarzałam, ale… gdy mi opowiadał o wypadku, prosząc o pomoc, zdawał się wystraszony, przejęty, ale zupełnie nie widziałam w nim skruchy. Przecież nic takiego się nie stało, to było tylko jedno piwo, samochód rodziców i tak wciąż się psuł… Wymówki. Zero refleksji. Że mógł zginąć albo zranić tamtą kobietę na pasach. Że to „nic” mogło się skończyć tragedią.

Rozpłakałam się. Odsunięcie się od brata będzie bolało, ale musiałam to zrobić. Zaczęłam od tego, że za adwokata będzie musiał zapłacić sam

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również