Historie osobiste

Życie z narcyzem to piekło? Dla wielu tak, ale dla mnie to wyzwanie, któremu nie umiem się oprzeć

Życie z narcyzem to piekło? Dla wielu tak, ale dla mnie to wyzwanie, któremu nie umiem się oprzeć
Miał wszystkie opisywane cechy narcyza, ale miałam na niego sposób
Fot. Agencja 123rf

Narcyzm stał się ostatnio popularnym tematem. Często mylony z egoizmem, kojarzy się z samolubnym i drażliwym na swoim punkcie partnerem. Czy da się żyć w takim związku? Jeśli pragniemy spokoju i stabilizacji, a dodatkowo leczymy u boku narcyza swoje kompleksy, może się to skończyć katastrofą. Z drugiej strony, czy trzymając własne granice i jasne zasady życia, można dać mu się porwać w szaloną podróż?

Mateusz posiada wszystkie opisywane w Internecie cechy narcyza. Jest skupiony na sobie, zakochany w swoich pomysłach, a innych ludzi traktuje jak publiczność w teatrze. Wszyscy wokół uczestniczą w sztuce, w której on gra główną rolę. To świetny aktor, więc potrafi dobrze maskować swoją prawdziwą naturę. Jestem jedną z niewielu osób, która wie, że jego miły uśmiech to idealnie dopasowana maska, za którą skrywa się patologiczny egocentryk.

Narcyz pragnie zachwytu

Świeżo po poznaniu wydał mi się czarującym mężczyzną. Inteligentny, błyskotliwy, ujmujący w zachowaniu, z dobrą prezencją. I taki facet stracił dla mnie głowę. Adorował mnie z zapałem i fantazją Casanovy. Raz porwał mnie na weekend do Wenecji. Lubił robić takie efektowne niespodzianki.

Ale mnie też nie brakuje inteligencji, zwłaszcza interpersonalnej, dlatego stosunkowo szybko zorientowałam się, że jego zachowanie, wszystkie te hojne i romantyczne gesty wcale nie dowodzą tego, jak bardzo mu na mnie zależy. Świadczą jedynie o tym, że lubi się popisywać i wzbudzać podziw. I chce mnie w sobie rozkochać. Kiedy patrzył mi głęboko w oczy, nie robił tego, by wejrzeć w moją duszę, lecz by zobaczyć w nich swoje odbicie…

Zawsze musiał być w centrum uwagi, zawsze na pierwszym miejscu, zawsze chwalony i oklaskiwany. Ja zostałam obsadzona w drugoplanowej roli jego bezkrytycznej fanki. Liczyło się tylko to, czego on chce. Jako zakochana wielbicielka nie powinnam posiadać własnego zdania, tylko ze ślepą miłością podążać za swoim idolem.

 

Świadomie wybrałam takiego partnera

Przeliczył się albo mnie nie docenił. Zaczęło dochodzić między nami do sprzeczek, ponieważ śmiałam się z nim nie zgadzać w tej czy innej kwestii. A Mateusz, nawet jeśli mi ustępował, to później karał mnie obrażonym milczeniem lub chłodnym zachowaniem. Ewidentna manipulacja, z czego doskonale zdawałam sobie sprawę. Mimo to, z pełną świadomością zagrożeń, weszłam w ten związek.

Spotkam się z opiniami, że kobiety, które lgną do toksycznych mężczyzn, same cierpią na jakieś zaburzenia. Akurat mnie to nie dotyczy. Pochodzę ze zdrowej mentalnie, dobrze sytuowanej i kochającej się rodziny. Różne trudne relacje znałam tylko z opowieści rówieśników albo filmów. Nie miałam problemów natury psychicznej, a na partnerów wybierałam do tej pory odpowiednich mężczyzn. Nie pociągali mnie źli chłopcy psujący grzeczne dziewczynki, zagubieni artyści polujący na sponsorki ani playboye traktujący kobiety jak trofea w kolekcji.

Mateusz to zupełnie inna historia… Jako młoda kobieta, pragnąca założyć rodzinę, nigdy nie wybrałabym go na partnera życiowego. Ale ten etap mam już za sobą. Moja córka niedawno zdała maturę i zamierza studiować za granicą. Z byłym mężem pozostaję w przyjacielskich stosunkach, bo to wspaniały człowiek i przez długie lata tworzyliśmy udany związek. Gdy uczucie się między nami się wypaliło, rozwód pozwolił nam rozpalić ogień gdzie indziej.

 

On mnie intryguje i ciekawi

Gdybym chciała, znalazłabym sobie mężczyznę o solidnym charakterze i przewidywalnym zachowaniu. Rzecz w tym, że jako dojrzała kobieta z bogatym bagażem doświadczeń pragnę obecnie czegoś zupełnie innego: przygody, silnych wrażeń i… wyzwań. Mateusz mi to wszystko zapewnia. Nie sposób się z nim nudzić.

Poza tym fascynuje mnie. Nie potrafię go rozgryźć. Z jednej strony prezentuje cały wachlarz cech narcyza, z drugiej – nie jestem pewna, czy rzeczywiście nim jest. Ostatnio zaczęłam mieć wątpliwości.

Po pierwsze, z powodu jego syna. Chłopak jest już dorosły i w pełni samodzielny, ale często odwiedza ojca i widać, że mają dobry kontakt. Czy ktoś o osobowości narcystycznej byłby zdolny tak dobrze wychować dziecko? Kochać jak przedłużenie samego siebie, owszem. Ale wychować na szczęśliwego, niezależnego człowieka? Nie sądzę. Mateusz to raczej skrajny egoista. Otoczył się murem niewrażliwości, bo tak mu wygodniej. Wierzę jednak, że mogę się przez ten mur przebić. Chyba już mi się to udało...

 

Inna twarz egoisty

Parę miesięcy temu miałam wypadek samochodowy. Z mojej winy. Jechałam za szybko, wpadłam w poślizg i wypadłam z drogi. Miałam dużo szczęścia, że przeżyłam. Trafiłam do szpitala ze złamaną ręką, pękniętymi od poduszki powietrznej żebrami oraz podejrzeniem wstrząśnienia mózgu.

Pierwszą osobą, która mnie odwiedziła, był Mateusz. Zachowywał się typowo: jak paw. Przyniósł mi ogromny bukiet róż.

– Bałem się, że cię stracę. Nie mógłbym bez ciebie żyć – wyznał z drażniącą emfazą.

Nie miałam sił ani nastroju na kolejne przedstawienie w jego wykonaniu. Publicznością byłam ja, pielęgniarki, lekarze. Nawet w takiej chwili musiał skupiać uwagę na sobie.

– Jestem zmęczona, idź już – powiedziałam. – I nie wracaj, jeśli masz zamiar odstawiać tragifarsę.

Posłuchał. Ale wrócił, odmieniony.

 

Zmienił się, na razie tylko dla mnie

Podczas następnych odwiedzin Mateusz zachowywał się w sposób dużo bardziej stonowany. Był troskliwy, uważny i skoncentrowany na mnie. O dziwo, ta zmiana nie była tylko chwilowa, spowodowana moim pobytem w szpitalu. Od tamtego czasu Mateusz przestał używać mnie jako pretekstu do popisów przed innymi. Nie zmienił się diametralnie, nadal jest egoistą zapatrzonym w siebie. Z tą różnica, że mnie traktuje wyjątkowo, dużo bardziej podmiotowo niż resztę ludzkiego stada. Nie wykorzystuje mnie, by łechtać swoje wygórowane ego.

Może jest zdolny do miłości i naprawdę mnie kocha? A może jest na tyle inteligentny, by zrozumieć, że zmęczył mnie swoją wieczną potrzebą atencji? Tak czy siak, wygląda na to, że mu na mnie zależy. Zmienił swoje podejście, bo nie chce mnie stracić. A skoro tak, może uda mi się go zmienić jeszcze bardziej? Muszę tylko być cierpliwa, konsekwentna i mądra w działaniu.

A jeżeli poniosę porażkę i wróci dawny Mateusz, zawsze mogę odejść. Taką mam nadzieję. Jestem przecież w pełni samodzielną, dobrze sytuowaną i dojrzałą emocjonalnie kobietą. Nie potrzebuję wsparcia męskiego ramienia w żadnej sferze. W dodatku lubię być sama. Okresy, kiedy byłam singielką, wspominam bardzo dobrze. Mateusz mnie pociąga i fascynuje, lecz jeżeli związek z nim przestanie być satysfakcjonujący, będę potrafiła go zakończyć. Chyba...

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również