Historie osobiste

"Wiem, że jej ciężko, ale to ja mam za wszelką cenę utrzymać rodzinę." Dojrzali mężczyźni o presji sukcesu

"Wiem, że jej ciężko, ale to ja mam za wszelką cenę utrzymać rodzinę." Dojrzali mężczyźni o presji sukcesu
Mężczyźni rzadko mówią o swoich problemach
Fot. Getty Images

Z jednej strony mamy równouprawnienie i kobiety potrafią zarabiać więcej od mężczyzn, utrzymywać rodzinę i robić karierę. Z drugiej - mężczyźni czują się odstawieni na boczny tor, koniecznie chcą udowodnić swoją męskość, gubią się w nowych rolach i źle znoszą utratę pracy czy porażkę. 

Andrzej, lat 51, rentier to za mało

W sumie mam zawodowy sukces. W pierwszych dwudziestu latach pracowałem w dużej spółce jako informatyk. Po latach pracownicy z długim stażem otrzymali akcje przedsiębiorstwa. Kupił wtedy dwa dwupokojowe mieszkania w Warszawie. Akurat zdarzyła się okazja, tylko trzeba było decydować szybko. A ja miałem pieniądze z akcji. Teraz od ośmiu lat nie pracuję, a utrzymuję się jedynie z wynajmu tych mieszkań. Ceny są szalone, więc miałem wrażenie, że przynoszę do domu niezłą pensję. Do czasu, kiedy usłyszałem od żony, że się lenię, że spędzam życie na kanapie i stałem się dla niej totalnie niemęski.

Dlaczego? Bo nie wychodzę do pracy? Oczywiście inaczej się żyje w wirze korporacji, a inaczej pobierając raz w miesiącu pieniądze od najemców. Okazało się, że mojej żonie to nie wystarcza. Kiedyś w kłótni wykrzyczała, że jestem nudziarzem i się nie rozwijam. Czuję się z tym fatalnie, mam wrażenie, że "nie dowożę", że muszę być kimś innym. Mam się zapisać na crossfit, do wolontariatów, iść do byle jakiej pracy (kto zatrudni człowieka po pięćdziesiątce, od ośmiu lat na bezrobociu?), byle tylko udowodnić, że się do czegoś nadaję? Mam przygnębiające myśli, ale nie mogę się nawet nimi podzielić z żoną, bo ostatnio usłyszałem: "Zajmij się czymś, to przestaniesz fantazjować".

Karol, lat 47, kierowca taksówki 

Od kilku lat nie układało nam się w małżeństwie. Anka pracowała w banku w Radomiu, gdzie codziennie dojeżdżała z naszej małej miejscowości. Ja pochodzę z Pomorza, poznaliśmy się na weselu u kuzynów. Zakochałem się, oświadczyłem i przeprowadziłem do niej. Nie miałem nikogo bliskiego w naszej miejscowości, tylko rodzinę Anki. Zacząłem jeździć na taksówce. Ona pięła się zawodowo do góry, ja wciąż robiłem to samo. Zarabiała trzy razy tyle, co ja. Straciłem całkowicie poczucie jakiejkolwiek sprawczości. Gdy nasza córka poszła do liceum, dostałem papiery rozwodowe. Załamałem się i przesadzałem z alkoholem. Niestety raz wsiadłem w taki stanie za kierownicę. To była rutynowa kontrola, odebrano mi prawo jazdy czyli moje narzędzie pracy. Nie uniosłem tego. Straciłem pracę i rodzinę jednocześnie. Wróciłem do rodziców.

Dopiero po kilku latach spędzonych na bezrobociu zacząłem myśleć o tym wydarzeniu jak o lekcji, a nie końcu świata. Pomógł mi kumpel z osiedla. Był po terapii. Zadawał mi pytania i słuchał. Na początku się wstydziłem, ale z czasem zacząłem się otwierać. Dziś pracuję i staram się wysyłać pieniądze na córkę. Wiem jednak, że przez swoje nastawienie do życia i lenistwo, a także zaniżone poczucie własnej wartości, straciłem rodzinę i kilka cennych lat. Na razie z nikim się nie umawiam. Postanowiłem sobie, że na randkę pójdę dopiero, kiedy będę do końca czuł się pewnie jako facet. A dziś jestem chyba na początku tej drogi. 

Rafał, lat 43, przymus zarabiania

Mój ojciec całe życie wysłuchiwał od mamy komentarzy, że inne rodziny mają lepiej, bo inni ojcowie więcej zarabiają. "A ty taki niezaradny jesteś" - to dziś brzmi mi to w uszach. Pewnie dlatego od początku wybierałem takie studia i pierwsze prace, które zapewnią mi pieniądze. Moja dziewczyna zawsze powtarzała, że to nie jest najważniejsze, ale ja wiedziałem swoje. Często zostawałem po godzinach i pracowałem ponad normę, by tylko wypracować godną pensję. Nie wierzyłem jej, kiedy z troską mówiła, że możemy pojechać na wakacje na wieś, bylebym spędzał więcej czasu z nią, a nie w pracy. Niestety, nie potrafię. Wbito mi do głowy, że facet, który nie zarabia na dom, jest mniej wartościowy. Wstyd mi przyznać, ale myślę, że najgorsze, co może mi się przytrafić, to utrata pracy, wcale nie choroba czy inne problemy. Na szczęście ona zarabia mniej. Gdyby było inaczej, czułbym się fatalnie.

Presja na męskość

Jak przeciętny współczesny mężczyzna radzi sobie z problemami? Właściwie... nie radzi sobie. Nie dopuszcza emocji, nie rozmawia o nich, ostatecznie wyładuje je przy alkoholu lub na siłowni. Nie umie poprosić o pomoc. Traci relacje, traci pracę i nie daje sobie rady z przeciwnościami. Nie płacze. Nie przyznaje się do smutku i depresji. 

Współcześni 40-50 latkowie najczęściej wychowani byli przez pokolenia wojenne lub powojenne. Ich ojców też nie uczono, jak radzić sobie z emocjami. Od nich też głównie wymagano. Kiedy zmiany społeczne przełomu XX i XXI wieku dla kobiet były wyzwaniem, które ochoczo podjęły, tak mężczyznom zburzyły one dotychczasowy świat. Wskazują na to choćby dane GUS pokazujące, że ponad 70 proc. diagnozowanych i leczonych na depresję osób stanowią kobiety. Mężczyźni nie zgłaszają się do lekarza, ponieważ "nie wypada". I nie chodzi tylko o depresję. Mężczyźni często po prostu poddają się, nie walczą o siebie. 

Nastawienie kobiet jest inne

Pisząc ten tekst mam w myślach kuzyna, który cierpi na depresję. Tu też zaczęło się rozpadu rodziny i utraty pracy. Nie rozmawiał z nikim, nie prosił o pomoc. Zapadał się w sobie, aż trafił do szpitala. Dopiero tam go zdiagnozowano. Kiedy opowiedziałam o tym koleżankom, usłyszałam wypowiadane z żalem zdania: "Rozwód? A co to za temat. Połowa małżeństw się rozwodzi", "Przecież mógł sobie jeszcze raz ułożyć życie", "Pracę można zmienić, można się przebranżowić, zacząć życie od początku", i tak dalej... To jednak mówiły kobiety. Osoby, które wiele razy upadały i wstawały. Płakały, zwierzały się, szukały pomocy i po raz kolejny odbudowywały życie. Nastawienie jest w życiu niezwykle ważne. Czasem je po prostu... ratuje i zmienia na lepsze.

Ważne kontakty

W potrzebie natychmiastowej pomocy można się zgłosić do Ośrodków Interwencji Kryzysowej (OIK), które są w każdym większym mieście. Osoby w kryzysie emocjonalnym mogą tam otrzymać bezpłatną pomoc psychologiczną, prawną i socjalną. Nie trzeba mieć ubezpieczenia.

116 123 to bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla dorosłych

800 70 2222 to telefon do Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie emocjonalnym

800 108 108 pod tym numerem można uzyskać wsparcie po stracie bliskich 

 

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również