Pomaga w biedzie, cieszy się z sukcesów, wspiera, akceptuje… Chętnie tworzymy listy wymagań, układamy definicje. Ale życie pokazuje, że dopiero kiedy z nich rezygnujemy, nasze przyjaźnie układają się najlepiej – mówi trenerka empatii Lucyna Wieczorek.
PANI: Ilu ma pani przyjaciół?
LUCYNA WIECZOREK: Około dziesięciu osób nazwałabym bliskimi przyjaciółmi. Są również ci, z którymi łączyła mnie więź w okresie studiów. Spotykamy się rzadko, ale kiedy rozmawiamy, czuję bliskość podobną do tej sprzed lat.
Pytam o to, bo co czwarty Polak mówi, że nie ma przyjaciół w ogóle. Czy posiadanie przyjaciół wiąże się z jakąś umiejętnością, którą tracimy?
Czasem nasze drogi rozchodzą się, bo w różnych etapach życia mamy różne potrzeby. I osoba, z którą wspaniale się rozumiałyśmy, mając lat 20, po trzydziestce może się oddalić, bo ma inne priorytety A czasem gdy angażujemy się w budowanie rodziny, brak nam energii, by podtrzymywać inne relacje. I jeśli na tym etapie padnie pytanie „ilu masz przyjaciół?” – możemy odpowiedzieć: ani jednego. Tu wiele zależy od naszych potrzeb społecznych. Znam parę, którą połączyła małżeńska przyjaźń – w młodości byli w jednej paczce, pobrali się, założyli rodzinę. Ale obydwoje byli ludźmi, dla których jedna osoba, nawet kochana, nie wyczerpywała potrzeby kontaktów społecznych. Utrzymali kontakt z paczką z młodości i kiedy odchowali dzieci, znowu zaczęli się spotykać, wyjeżdżać razem. Ale jeśli pani pyta o umiejętności, to przecież niektórzy z nas, choć tęsknią za kontaktem z innymi, nie umieją budować więzi ani jej podtrzymywać. Ich bagaż doświadczeń sprawia, że mają małe umiejętności społeczne. Nie ćwiczą ich, nie zawierają nowych znajomości. I wtedy, gdy rozpadnie się szkolna czy studencka przyjaźń, zostają sami. W tej grupie mogą być też osoby bardzo młode. Sama mam córkę w tym wieku i gdy rozmawiam z jej znajomymi, odnoszę wrażenie, że mają duże wymagania. Mówią: „przyjaciel” to ważne słowo, mało kogo można tak nazwać. Najpierw trzeba zjeść razem beczkę soli, poznać w różnych sytuacjach, sprawdzić w biedzie. Taki standard sprawia, że mówią: nie mam przyjaciół.
A inni mówią: mam ich mnóstwo, mając na myśli znajomych, ludzi, których lubią, z którymi się spotykają. Chyba żyjemy w czasach, w których znaczenie słowa „przyjaciel” się zmienia.
Tak, na nasze potrzeby nakładają się wzorce kulturowe, wpływ mediów. Na przykład na znaczeniu zyskuje pojęcie społeczności. Czy czytała pani książkę Susan Pinker „Efekt wioski”? Ona udowadnia, jak bardzo potrzebujemy należeć do grupy, mieć różnorodne kontakty z ludźmi. Mamy wówczas różne relacje, jeśli chodzi o bliskość, ale stanowimy plemię. Zbieramy się, możemy na sobie polegać, pomagamy sobie. Dajemy sobie poczucie przynależności, w domu, a ktoś na mieście; jeden jest oszczędny, a drugi lubi eksponować zamożność. Jeśli finansowa nierównowaga psuje naszą przyjaźń, to dlatego, że nie umiemy zaakceptować różnicy, wznieca w nas emocje, z którymi sobie nie radzimy. Nie umiemy powiedzieć: wkurza mnie, gdy się tak obnosisz ze swoimi nowymi ciuchami. A może po prostu to mi uświadamia, że zmarnowałam jakąś moją szansę, i to mnie boli?
Chyba częściej myślimy: przez nią czuję się gorsza, gdyby była przyjaciółką, nie kłułaby mnie w oczy swoją forsą. Zero delikatności.
No jasne – nie powiem, ale powinnaś się domyślić, skoro jesteś moją przyjaciółką. To bardzo zawodna strategia. Przyjaciółka może chcieć się pochwalić, to ludzkie. Może myśleć, że nas inspiruje. Domyślanie się szkodzi każdej relacji. Tylko w rozmowie możemy poznać intencje drugiej osoby.
Ale czy przyjaciółka nie powinna mieć więcej empatii?
Przypominam sobie taką sytuację. W pandemii moja firma stanęła; odwołałam szkolenia, zostałam bez dochodów, z kredytem. Poczułam strach, niepewność. Dzwoni moja przyjaciółka: sprawdziłam, ile mamy z mężem na koncie, możemy ci pożyczyć na pół roku. Nie prosiłam o to, mówiłam tylko, jak niepewnie się czuję. Zrozumiała mnie i zareagowała. To bardzo ważne w przyjaźni. Ale dojrzała empatia rozwija się właśnie przez dialog i poznawanie drugiej osoby. Moja przyjaciółka nie oddzwoniłaby z propozycją pożyczki, gdybym nie powiedziała jej o moim lęku. Musimy dać jej szansę. Nie jest też tak, że ten, kto lepiej zarabia, jest odpowiedzialny za to, żeby rozpocząć rozmowę na ten temat. Obydwie za to odpowiadamy. Można powiedzieć: wiesz, że jestem wkurzona, odkąd awansowałaś. Cieszy mnie twój sukces, ale chyba obawiam się, jak to wpłynie na naszą relację. Można o tym zwyczajnie rozmawiać i przyjaźnić się mimo różnic. Sama znam parę przyjaciółek o zupełnie różnym stanie posiadania, którym to nie przeszkodziło. Łączy je coś innego, pasja biegania. Pokonują razem wyzwania, wspierają się w tym. Spotykają się na treningach, akcjach i biegach charytatywnych, to jest świat ich przyjaźni.
Może za bardzo skupiamy się na ocenie, czy ktoś jest dla nas dobrym przyjacielem? Chyba rzadziej myślimy, jak nim być dla innych.
Najważniejsze, co można zrobić dla przyjaciela, to pozwolić mu być człowiekiem, nie wrzucać go w ramę, nie próbować ociosać do roli tego „prawdziwego”. Każdy, kto miał w życiu kilku przyjaciół, widzi, że byli różni. Są tacy, z którymi cudownie się gada, ale nie lubią pożyczać pieniędzy. Są tacy, którzy zdejmą ostatnią koszulę, ale nie podzielają naszych zainteresowań. To żywi ludzie. Nie modele. Potrzebują od nas tego, czego my od nich – poczucia, że są dla nas ważni. Chcą czuć, że ich widzimy, słyszymy, że się nimi interesujemy. Trzeba pytać: czego potrzebujesz, co poprawi ci humor, co mogę dla ciebie zrobić? Być w kontakcie. Coś nas łączy, z jakiegoś powodu się przyjaźnimy. Trzeba o to dbać, znaleźć czas. Nawet jeśli spędzamy go tylko na Zoomie albo gadamy przez telefon, te minuty przekładają się na więź. Ile razy poczujemy się zrozumiani i wysłuchani, tyle razy wzmacniamy więź. Ile razy będziemy się razem z czegoś śmiać, ile razy dostaniemy wsparcie – tyle razy poczujemy, że ta relacja jest ważna.
Czy rzeczywiście po czterdziestce trudniej jest zawierać przyjaźnie?
Po czterdziestce trudniej zbudować paczkę, jaką mieliśmy w młodości. Może być nam trudniej również wówczas, gdy urwie się jedyna przyjaźń, a my nie ćwiczyliśmy nawiązywania kontaktów. Ale nawet wtedy nie tkwimy w pustce, mamy znajomych z pracy i, co najważniejsze, zainteresowania, które są kluczem do wejścia w społeczności. Jedziemy na warsztaty, bo interesujemy się empatią i możemy tam spotkać setki ludzi o podobnych pasjach. Zaczynamy chodzić do siłowni i odkrywamy, że nie jesteśmy tam jedyną czterdziestką. Są grupy na Facebooku, gdzie wspierają się kobiety 50 plus, kobiety na diecie dr Dąbrowskiej albo pasjonaci ogrodów. W zasadzie na każdej z nich mogłabym się z kimś zaprzyjaźnić. Jedynym warunkiem jest szczere zainteresowanie. Polecam serial „Grace & Frankie” z Jane Fondą (Netflix): dwa małżeństwa w starszym wieku, żony się serdecznie nie znoszą. Mężczyźni przeciwnie. Są gejami i pewnego dnia obydwaj odchodzą. Na tym małżeńskim nieszczęściu buduje się przyjaźń obu kobiet. Są ze sobą w cierpieniu, w złości, z emocjonalną otwartością. Otwarcie się kłócą i otwarcie mówią, że są dla siebie ważne. Warto obejrzeć choćby po to, żeby sobie uzmysłowić, że dojrzali ludzie mają tęsknoty, marzenia, potrzeby. I mogą je realizować.