Historie osobiste

Przyjaciółki bagatelizowały moje sukcesy i krytykowały styl życia. Długo nie umiałam się bronić

Przyjaciółki bagatelizowały moje sukcesy i krytykowały styl życia. Długo nie umiałam się bronić
Fot. Getty Images

Nie wszyscy potrafimy cieszyć się cudzym szczęściem. Jednak cudza zazdrość boli bardziej, gdy nieprzychylnymi osobami okazują się przyjaciele. 

Spotkanie klasowe. Po trzydziestu latach od matury. Większość osób potwierdziła obecność, ja wiąż się wahałam...

– Ale dlaczego? Będzie fajnie – upierała się Gosia. Organizowała to spotkanie razem z Magdą, moją drugą przyjaciółką z liceum.

– Poprzednie spotkanie wypadło kiepsko... – przypomniałam.

– Bo nie my je planowałyśmy – ekscytowała się Gosia. – Teraz będzie mniej formalnie, no i zdecydowanie taniej. Chociaż wiem, że to akurat nie ma dla ciebie znaczenia. No, ale nie wszystkim w życiu wiedzie się tak dobrze jak tobie. Stąd pomysł na piknik. Grill, wygodny strój, sportowe buty... Każdy przyniesie coś do jedzenia i picia, i przyprowadzi ze sobą, kogo będzie chciał. Bez napięcia powspominamy dawne czasy.

Słuchałam i zastanawiałam się, czy ona naprawdę zna mnie tak dobrze, jak twierdzi? Powinna wiedzieć, że nie cierpię pikników i towarzyszącym im zwykle komarów. Nie znoszę też, kiedy moje włosy i ubranie przesiąkają zapachem dymu czy pieczonych na ogniu kiełbasek. Powinna też wiedzieć, że odkąd zaczęłam chodzić na obcasach, płaskie obuwie zakładam tylko na siłownię.

– No chyba nie wystawisz nas do wiatru, bo nie wiem... lecisz do Wiednia ze swoimi bogatymi przyjaciółmi? – dopytywała Gosia. – Musisz przyjść, bo inaczej pomyślę, że naprawdę się zmieniłaś.

Znowu szantaż. Nie pierwszy raz coś na mnie wymuszała, wypominając mi nowe znajomości i stan konta. Jakby to był powód do wstydu. Ciężko pracowałam na swój sukces, a Magda z Gosią przy każdej okazji go umniejszały, podkreślając, że miałam dużo szczęścia. Moje osiągnięcia tłumaczyły też brakiem "obciążeń" w postaci męża i dzieci.

– Bez wątpienia masz talent do znajdywania i czarowania ludzi, którzy coś mogą. To nie zarzut – zastrzegała Magda. – Ale nie każda z nas ma taki dar.

– Dodaj do tego umiejętność bycia o właściwym czasie we właściwym miejscu – dodawała Gosia – I mamy gotowy przepis na sukces.

Czyli moja kariera była ich zdaniem efektem szczęścia oraz znajomości. Trywializowały moje wykształcenie, doświadczenie, ambicję połączoną z uporem i pracowitością. A ja nie miałam siły się bronić. Zresztą czemu miałabym? Poza tym rozumiałam, że gdyby uznały mój sukces wyłącznie za wynik moich własnych starań, musiałaby uznać, że one starały się nie dość. Zawodowo mogłyby osiągnąć więcej, ale nie chciały, dokonały innych wyborów – miały rodziny, działki, wakacje nad morzem. W porządku, naprawdę rozumiałam. Nie pojmowałam natomiast ich zazdrości. Czemu drażnił je mój styl życia?

Przyjaźń zniszczona przez sukces i pieniądze?

Odpuszczałam spory, byśmy dalej mogły być przyjaciółkami. Tylko że coraz bardziej męczyła mnie ta wymuszona relacja. Nic mi nie dawała. Nie czułam wsparcia, nie mogłam liczyć na radę, nie relaksowałam się w ich towarzystwie...

Spędzałyśmy wolny czas tak, jak one chciały. Wyprawy do centrum handlowego, plotki w kawiarni albo objadanie się niezdrowymi przekąskami w trakcie domowego maratonu filmowego. Zarzucały mi, że się wywyższam, gdy proponowałam coś innego. Nie chciały iść ze mną do kina czy na jogę. Miały pretensje, gdy wykręcałam się od wspólnych wakacji.

Owszem, kiedyś jeździłam z nimi pod namiot albo z plecakiem w góry, ale to było wieki temu, gdy byłam młodsza, mniej wybredna, no i nie było mnie stać na inne formy wypoczynku. Teraz miałam dużo większe możliwości. Weekend w Paryżu czy Rzymie był lepszą opcją niż camping na jeziorem w towarzystwie hałaśliwej rodziny Gośki. Nie zmierzałam marnować urlopu na biwaki czy domki letniskowe, ani podporządkowywać moich planów cudzym możliwościom finansowym i sytuacji rodzinnej.

Tak, myślę, że ostatecznie o to się rozbiła nasza przyjaźń, o sukces i pieniądze.

Nowa znajomość, która uskrzydla

Lepiej rozumiałam się z Klarą, którą poznałam rok temu w siłowni. Potem okazało się, że obie lubimy tenis. Zabrała mnie do swojego klubu. Mogłam spędzić z nią cały dzień na grze, rywalizacji i rozmowach, a potem pójść na kurs robienia bezalkoholowych drinków. Przy niej odpoczywałam. A wystarczyła godzina w towarzystwie Magdy czy Gośki, żebym czuła się zmęczona i przytłoczona.

Dlatego zdecydowałam: nie pójdę na spotkanie klasowe. Wiem, że nie bawiłabym się dobrze. Nie chciałam też znowu robić czegoś wbrew sobie pod presją Małgorzaty i Magdy.

Zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: Klara. Uśmiechnęłam się. Bez względu na to, co mi zaproponuje, zgodzę się. Rozmowa, spotkanie na mieście, wspólna wyprawa na siłownię. Wiedziała, co lubię, i lubiła podobne rzeczy. Czasem przyjaciół poznaje się w bogactwie.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również