Historie osobiste

"Córka oświadczyła, że nie idzie na studia i zostaje stylistką. A potem poznała prawnika..."

"Córka oświadczyła, że nie idzie na studia i zostaje stylistką. A potem poznała prawnika..."
Córka miała być prawniczką, ale ogłosiła, że zostanie stylistką
Fot. Agencja 123rf

Gdyby nie lubiła się uczyć, gdyby brakowało jej zdolności czy pracowitości, ale Marcelina zawsze przynosiła bardzo dobre świadectwa, miała liczne talenty i swoją postawą uzasadniała nasze nadzieje, że pójdzie w ślady ojca i dziadka. A ona nagle oznajmiła, że zostanie... stylistką!

To frustrujące, gdy nagle nie wiesz, jak rozmawiać z własnym dzieckiem. Nie chce zrozumieć, że marnuje sobie życie. Przeciwnie, oczekuje aprobaty. A mnie brakuje już argumentów. W rodzinie męża tradycją były studia prawnicze, a następnie aplikacja adwokacka. Zyskałaby szanowany zawód, do tego dający konkretne profity, zwłaszcza gdy pochodziło się z rodziny, która miała koneksje i renomowaną kancelarię.

Już nie chce zostać prawniczką

Pod koniec podstawówki Marcelina nawet „pomagała” ojcu i napawało ją to dumą. Czasem dyktował jej pisma, bo szybko pisała na klawiaturze, albo uczył ją, jak przygotowywać dokumenty. Mieliśmy prawo zakładać, że po świetnie zdanej maturze pójdzie na prawo. Czwarte pokolenie adwokatów w rodzinie… To wydawało się tak naturalne i oczywiste. Marcelina będzie uczennicą, potem współpracownicą, wreszcie następczynią swego ojca. To Marian, nim wreszcie odpocznie, wprowadzi ją w obowiązki, nauczy praktyki, pokaże, jak walczyć w sądzie… Tyle że gdzieś po drodze do realizacji tej wizji Marcelina zbłądziła.

Nasza córka już nie chce być prawnikiem. Czy to wina jej koleżanek, które zamiast uczyć się historii i wiedzy o społeczeństwie, wolą studiować swój wygląd, by jak najlepiej się prezentować w mediach społecznościowych? Sądziliśmy, że prywatne liceum gwarantuje odpowiedni poziom, tymczasem Marcelina, choć nadal dobrze się uczy, straciła napędzającą ją ambicję. Dokładniej, co i innego ją teraz pobudza…

 

Co to w ogóle za zawód? Stylistka?

Zaczęła się stroić i malować. Poświęcała temu bardzo dużo czasu i uwagi. Za dużo, by chodziło wyłącznie o próżność czy zauroczenie jakimś chłopakiem. Przeglądała internet, chodziła na pokazy, targi mody, kolekcjonowała stare czasopisma i wykroje, odwiedzała magazyny z używaną odzieżą, sklepy z tkaninami i pasmanterie.

– Pomyślałam, że lepszym wyborem niż studia prawnicze… – zaczęła przy śniadaniu jakiś rok temu.

Marian parsknął kpiącym śmiechem.

– A cóż może być lepszego niż studia prawnicze?

– Jeśli pytasz poważnie, tato, to chcę zostać stylistką.

– Przepraszam… kim? – Mój mąż zastygł z filiżanką w dłoni.

A ja poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Czułam, po prostu czułam, że nowe zainteresowania Marceliny przysporzą nam kłopotów, choć nie sądziłam, że będzie to aż taka rewolucja.

– Stylistką. Takim osobistym doradcą, ale w strefie stylu i mody. Kimś, kto zna się na trendach, materiałach i dodatkach, ogarnia zasady dress codu, potrafi dobrać strój do figury, osobowości, cery, wieku i okazji, kto umiejętnie żongluje kolorami…

– Ty nie żartujesz… – westchnął z głębokim rozczarowaniem Marian.

– Nie, mówię serio. Nie zamierzam być adwokatem. To wasze marzenie, nie moje. Ale chętnie skorzystam ze znajomości rodzinnych. Moim marzeniem jest ubierać celebrytów, pracować w telewizji… Takiego życia pragnę! – zawołała z nastoletnią emfazą, po czym chwyciła kanapkę i wyszła z jadalni.

 

Ta decyzja zraniła ojca

Siedzieliśmy w milczeniu…

– Wiedziałaś? – spytał po dobrej minucie Marian.

Pokręciłam głową. Wcześniej Marcelina, ukochana córeczka tatusia, nie zgłaszała sprzeciwu co prawniczej kariery. Już w przedszkolu recytowała na pamięć niektóre paragrafy z kodeksu, a teraz oświadcza, że chce dobierać buty do garsonki, a kolor torebki do pory dnia? To jest jej ambicją?

– Czy ona w ogóle zamierza studiować?

Nie umiałam na to odpowiedzieć i byłam załamana. Tym bardziej, że swoją decyzją Marcelina zraniła ojca. Czuł się zdradzony i oszukany. Pocieszałam go, jak umiałam.

– To jeszcze nic pewnego, zdąży się trzy razy rozmyślić. W końcu zrozumie, co dla niej dobre. To mądra dziewczyna. Nie odrzuci takiej schedy jak dobrze prosperująca kancelaria z tradycjami.

Niestety, i na ten argument nasza uparta córka miała gotową odpowiedź.

– Kancelarię mogę przejąć tak czy siak. I zatrudniać zdolnych ludzi, z doświadczeniem, z kwalifikacjami. A sama będę robić to, co kocham.

– A czy studia ci w tym przeszkodzą? Idź na prawo, a w weekendy ucz się stylizacji. Będziesz miała dwie ścieżki kariery do wyboru – tłumaczyłam.

– Nie chcę tracić czasu, mamo. Szczególnie na coś, co mnie nie pociąga. Zrozum, ja śnię o kolorach, o fakturach materiałów, o budowaniu sylwetki kolejnymi warstwami ubrań… Pójdę do dwuletniej szkoły, skończę różne kursy, potem praktyka w sklepach, jako doradczyni klientów...

Wszystko przemyślała i była pewna swojego wyboru.

 

Szantaż: studia warunkiem dziedziczenia

Matura zbliżała się wielkimi krokami. Marcelina miała przystąpić do egzaminu dojrzałości, choć wydawała się nie dość dojrzała, by podjąć odpowiedzialną decyzję w tak ważnej sprawie. Miała solidny fundament i wspaniałego mentora na zawołanie. Odrzucić to dla czegoś na tyle ulotnego, niedookreślonego, że brak studiów w tej dziedzinie? Już nie wiedziałam, jak z nią rozmawiać, jak przekonać, że popełnia strategiczny błąd.

– Jeśli nie pójdzie na prawo, nie odziedziczy firmy, nie ma szans – groził mój mąż. –Rozumiem, że nastolatki popełniają błędy, robią głupstwa. Ale czy nasza córka nie mogłaby imprezować jak typowa licealistka? Tyle lat pracowałem na to, co mamy, tak się starałem, by nasze nazwisko coś znaczyło, żeby nie zwieść ojca i dziadka, a ona chce ubierać… celebrytów? – Marian wypowiedział to niemal z odrazą.

 

Ktoś inny miał wpływ na córkę, nie my

Nasz dom zamienił się w poligon. Każde okopało się wokół swojego stanowiska i próbowało przeciągnąć przeciwnika na swoją stronę. Próbowałam zachować neutralność, bo bałam się, że Marcelina ucieknie do Londynu, czym ona z kolei nas szantażowała. Pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony.

Marcelina się zakochała. Nieprawdopodobne w tym całym chaosie, ale nastoletnia miłość bywa szalona. Zwłaszcza że zakochała się w stażyście pracującym w naszej kancelarii. Pojawiał się u nas z dokumentami i nie wiedzieć kiedy coś zaiskrzyło. W normalnej sytuacji obawiałabym się, że próbuje poprzez Marcelinę coś uzyskać, ale skoro ze względu na niego postanowiła jednak zdawać na prawo… trzymam kciuki za ten związek. I mityguję męża, który poczuł się urażony tym, że jakiś „chłystek” ma na naszą córkę większy wpływ niż my.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również