Historie osobiste

Zazdroszczę tym, którzy potrafią przyznać się do błędu. Ja nie umiałam przeprosić nikogo, nawet jego

Zazdroszczę tym, którzy potrafią przyznać się do błędu. Ja nie umiałam przeprosić nikogo, nawet jego
Fot. Getty Images

Przepraszanie może być aktem dojrzałości, zdrowego poczucia własnej wartości i szacunku dla innych. Co zrobić, gdy doświadczenia z dzieciństwa utrudniają taką dojrzałą komunikację z partnerem? 

 

Wiedziała, że nie potrafi przyznać się do winy

Siedziała na brzegu wanny. Panujący w łazience półmrok działał na nią kojąco. Znowu pokłóciła się z Sebastianem. Zbyt łatwo wybuchała, a potem nie potrafiła przeprosić. Sebastian miał do niej żal, który narastał po każdej kłótni. W jego gestach i spojrzeniu czaił się chłód. Nie musiał nic mówić. Sama czuła, że powinna wreszcie coś z tym zrobić, przepracować problem, jakim było dla niej głośne przyznanie się do winy. Najważniejsza była dla niej potrzeba akceptacji, a przyznanie się do błędu narażało ją na odtrącenie. Szukała więc innych sposobów, by po kłótni wyciągnąć rękę do zgody, wkupić się w łaski Sebastiana.

– Wyjdziesz stamtąd czy będziesz tam siedzieć do rana? – Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia.

Nagłe przyspieszenie tętna sprawiło, że zakręciło jej się w głowie. Nie chciała się z nim konfrontować. Nie teraz. Jeszcze nie. Weź psa i idź na spacer, błagała go myślach.

– Daj mi chwilę…

Sebastian próbował, za każdym razem się starał, to ona nie potrafiła się przełamać. Jeśli on sprowokował kłótnię albo w jakiś sposób ją zranił, nie miał oporów, żeby przeprosić. Inna sprawa, że ona nie umiała też tych jego przeprosin przyjmować. Zawsze czuła się niezręcznie. Gdy przynosił kwiaty lub czekoladki, szybko odkładała je na bok, jakby paliły ją w dłonie. Dla niego to było takie proste, takie oczywiste, jej „przepraszam” nie przechodziło jej przez gardło. Czemu? Co z nią było nie tak?

Przepraszanie kojarzyło jej się z kobiecą słabością

Nie bała się skazy na wizerunku. Nie była typem manipulantki, która specjalizuje się w przerzucaniu winy na partnera. To była metoda jej ojca. On zdradzał, a mama go przepraszała. Brała na siebie winę, a on i tak odszedł, porzucił ją, zostawił w morzu łez i poczuciu, że coś zaniedbała, że była nie dość dobra. Odtąd przeprosiny kojarzyły się Sylwii z kobiecą słabością, upokorzeniem i utratą miłości.

– Będę w garażu. – Najwyraźniej Sebastian wciąż stał pod drzwiami łazienki.

Odetchnęła, słysząc oddalające się kroki. Wstała i przejrzała się w lustrze. Nie miała zbyt wiele czasu na poprawę makijażu, więc starła tylko rozmazany tusz. Poszła do kuchni i przejrzała lodówkę. W porządku, mogła zrobić jego ulubioną zapiekankę. Kiedy Sebastian wrócił z garażu, w całym domu unosił się aromat…

– Za chwilę będzie gotowa.

Miły ton, jakby nic się nie stało, jakby dwie godziny temu nie urządziła mu awantury z powodu dwuznacznego esemesa od współpracownicy. Wyśmiał jej zazdrość, wywołując dawne demony. W efekcie wyładowała na nim całą swoją złość. Ewidentnie ją poniosło, a potem było jak zwykle.

– Dobre, naprawdę dobre – pochwalił Sebastian.

Sylwia zerkała na niego znad swojego talerza, w którym dłubała bez apetytu. Obserwowała jego reakcje, które mówiły więcej niż słowa. Spojrzenie pozbawione blasku i beznamiętny ton zdradzały jego prawdziwe nastawienie. Siedział sztywno i mechanicznie nabierał potrawę na widelec. Nic dziwnego po tym, co zaszło. A jednak naiwnie liczyła, że przeprosiny w formie kolacji znowu załatwią sprawę. Świetnie gotowała i często używała swojego talentu do zażegnania sporu. Jak mówi przysłowie, droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek. Sylwia wierzyła w równouprawnienie, była niezależną kobietą, zarabiała więcej niż niejeden mężczyzna, ale doświadczenie nauczyło ją, że w kryzysowych sytuacjach warto sięgnąć po tradycyjne umiejętności. Po każdej kłótni, której była prowodyrką, odgrywała rolę perfekcyjnej pani domu. Stawała na rzęsach, aby dogodzić ukochanemu. W ten sposób wyrażała skruchę.

Sebastian zdawał się tego nie doceniać. Potrzebował szczerej rozmowy. Chciał usłyszeć słowo „przepraszam”. Czasami zastanawiała się, dlaczego to takie ważne. Skoro pokazuje czynami, jak bardzo żałuje, to po co mu werbalne potwierdzenie? Słowa bywają puste, a przeprosiny zdawkowe. Ważniejsze są gesty. O ile za nimi faktycznie kryje coś głębszego. Westchnęła. Jej przeprosinowe kolacje, hurtowe prasowanie koszul czy masaż karku znaczyły tyle samo co rzucone od niechcenia „sorry”. Były jak plaster na złamaną nogę. Słowo „przepraszam” ma prawdziwą moc, jeśli wiąże się z chęcią poprawy, a ona nadal pozostawała zazdrosna i nadmiernie kontrolująca. Nie umiała w pełni zaufać, choć Sebastian nieraz dowiódł, że nie jest taki jak jej ojciec.

– Dzięki – mruknął, odkładając sztućce na talerz.

Potem posłał jej przeciągłe spojrzenie. Czekał, ale nic więcej się nie wydarzyło. Wstał od stołu i ruszył do salonu. Jutro wszystko wróci do normy… aż do następnej kłótni. 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również