Historie osobiste

Czy ktoś, kto nie uczy się na własnych błędach, zasługuje na kolejne akty pomocy? Ja odmówiłam bratu

Czy ktoś, kto nie uczy się na własnych błędach, zasługuje na kolejne akty pomocy? Ja odmówiłam bratu
Brat myśli, że ponownie uwikła mnie w sprawy swojego związku
Fot. Agencja 123rf

Mówi się, że każdy jest kowalem własnego losu. Pytanie, czy każdy potrafi to życie dobrze wykuwać? A jeśli nie, to czy powinniśmy mu pomóc? Oraz... ile razy? Bo jeśli człowiek nie uczy się na własnych błędach, to czy zasługuje na kolejne akty pomocy?

Miałam proste, ładnie poukładane życie. Bo i ja sama byłam mało skomplikowaną osobą. Lubiłam się uczyć, dowiadywać nowych rzeczy, być prymuską. Nastawiałam się na konkretny cel i parłam do przodu. Bez trudu dostałam się do wybranego liceum, potem na oblegane studia prawnicze, by po kilku latach wytężonej pracy móc się pochwalić się piątką na egzaminie magisterskim. Kolejny cel i kolejny sukces to aplikacja radcowska.

Mój brat zawsze był rodzinnym wyzwaniem

Z moim młodszym bratem tak łatwo i przyjemnie nie było. Sprawiał kłopoty, od kiedy pamiętam. Był bystry i nawet niespecjalnie leniwy, ale ciągle coś go rozpraszało. Zamiast się skupić i przysiąść fałdów, jak mawiała nasza babcia, on wolał wagarować. Już w pierwszej klasie podstawówki zdarzało mu się uciekać z ostatniej lekcji. Do liceum dostał się dopiero z drugiego naboru, bo kiepsko poszedł mu egzamin. A ze studiowania zrezygnował, zanim w ogóle wymyślił kierunek, na który mógłby ewentualnie startować. Wyprowadził się z domu, znalazł pracę w magazynie i żył z dnia na dzień, wspierany przez nas finansowo.

Zdawało się, że zmienił się na lepsze, gdy poznał Dorotę. Zakochał się, a my trzymaliśmy kciuki, by nie stracił tej mądrej, rozsądnej dziewczyny. Rodzice byli nią zachwyceni, a ja po cichu dziwiłam się, co ona widzi w moim bracie. Najwyraźniej coś wartościowego. Dwa lata później byli już po ślubie i oczekiwali narodzin dziecka. Od teraz miało być tylko lepiej.

 

Jego błąd za błędem

Nie było. Ojcostwo przytłoczyło Igora. Brakowało mu cierpliwości. Dziecko zamiast obudzić w nim opiekuńczość i odpowiedzialność, wywoływało głównie irytację i zmęczenie. Zareagował w typowy dla siebie sposób: ucieczką. Niestety w używki.

– Iga, on właściwie codziennie siedzi przed telewizorem i popija. Boję się zostawiać z nim Piotrusia. – Dorota przyznała się do tego, gdy mój bratanek miał niecały rok.

Nie wiedziałam, co jej doradzić. Rozstanie? Przecież tu chodziło o mojego brata, o jego rodzinę. Z drugiej strony…

– Igor, co się z tobą dzieje? Dorota się martwi. – Postanowiłam otwarcie porozmawiać z bratem. – Nie możesz pić przy dziecku. W ogóle nie powinieneś pić… To się może źle skończyć.

– To porada prawna? – wszedł mi w słowo z kpiącym uśmiechem. – Ile sobie liczysz od godziny?

– Igor…

– Nie mieszaj się w moje małżeństwo. Dziękuję.

 

Po rozstaniu rozpadł się na kawałki

Wcale nie miałam na to ochoty, ale jego problem wkrótce stał się publiczny. Przez niego stracił pracę, jedną, potem drugą. Dorota starała się trzymać, ale wszyscy widzieliśmy, że ma dość. Próbowaliśmy rozmawiać z Igorem, przemówić mu do rozsądku. Zwłaszcza mama. Prosiła, groziła, ostrzegała, że straci rodzinę. Nie wierzył.

W końcu Dorota spakowała siebie i Piotrusia i wyjechała do swoich rodziców, a jakiś czas później przyszedł pozew rozwodowy. Dopiero wtedy Igor na chwilę oprzytomniał i wytrzeźwiał, jednak Dorota pozostała nieugięta. Trzy lata znosiła jego uciekanie w nałóg – od obowiązków, dorosłości, prawdziwego życia, nawet od niej. Może nadal go kochała, ale Piotruś był ważniejszy, coraz więcej rozumiał i nie chciała, by patrzył na to wszystko.

Gdy orzeczono rozwód, Igor wpadł w rozpacz. Poniewczasie dotarło do niego, że to nie szkoła. Nie da się, mimo wagarów, nadrobić zaległości i dostać promocję do następnej klasy. Pewne rzeczy się stały i już nie da się ich cofnąć. To mógł być dla niego punkt zwrotny, dobra okazja, by wziąć się w garść, poszukać pomocy i pracować nad sobą, by wyjść z uzależnienia. Wielu osobom to pomaga zawalczyć o siebie. Niestety Igor kompletnie odpłynął. Zapijał rozpacz, utratę ukochanej kobiety i synka, który nagle przestał go denerwować, a we wspomnieniach jawił się jako cudowne, idealne dziecko.

– Igunia… przestałem spłacać kredyt, nie mam już domu… – wybełkotał któregoś wieczora, stając na moim progu.

Nie umiałam zatrzasnąć przed nimi drzwi. Potrzebował schronienia, więc mu go udzielałam, ale zastrzegłam, że może zostać, pod warunkiem, że pójdzie na terapię.

 

Całkowita zmiana

Zgodził się i tylko ja widziałam, jak ciężko ze sobą walczy, by dotrzymać słowa. Rozpoczynał terapię trzy razy i za trzecim wreszcie na niej wytrwał. Powoli wychodził z nałogu. Zaczął rozumieć czym jest ta choroba. Znalazł nową pracę, wyprowadził się, uczęszczał do studium wieczorowego dla dorosłych, by zdobyć konkretny zawód. W trzecią rocznicę trzeźwości kupił mi bukiet kwiatów.

– Chciałbym ci podziękować, siostrzyczko. Pomogłaś mi, gdy byłem na dnie i zawsze będę ci za to wdzięczny.

Uśmiechnęłam się i przytuliłam go. Krótkim, mocnym uściskiem. Odchrząknęłam, przełykając wzruszenie.

– Siostry czasem się przydają – zażartowałam. – A tak na serio, jestem z ciebie dumna. Dużo osiągnąłeś przez te trzy lata.

– Też mi się tak wydaje. Dlatego chciałbym cię prosić o jeszcze jedną przysługę. Chodzi o Dorotę i Piotrusia… Wciąż ich kocham i tęsknię za nimi. Mieszkają daleko, nie mogę widywać się z synem tak często, jak bym chciał. A Dorota… Gdybym zobaczy, że się zmieniłem, gdy uwierzy, noże da mi jeszcze jedną szansę?

Westchnęłam ciężko. Rozmawiałam niedawno z byłą bratową, gdy dzwoniłam z okazji urodzin Piotrusia. Kiedy spytałam, jak jej się układa, ale prywatnie, nie w związku z dzieckiem, zaśmiała się ciepło i odparła, że coraz lepiej. Czyli kogoś ma i sprawy zmierzają w dobrym kierunku. Nie dla Igora…

– Przykro mi, ale nie sądzę, by Dorota chciała wejść drugi raz do tej samej rzeki.

– O to chodzi, że to już inna rzeka, bo ja jestem inny! – zapewnił gorliwie.

– To nie mnie musisz przekonać.

– No wiem! Dlatego porozmawiaj z nią, przygotuj mi przedpole, zmiękcz ją trochę… – Mój brat niemal błagał.

 

Tym razem odmówiłam

Widziałam łzy i ból w jego oczach. Kochał Dorotę i Piotrusia, choć za późno zdał sobie z tego sprawę. Od kiedy znalazł pracę, wysyłał Dorocie pieniądze na syna, starał się pojawiać na wyznaczonych wizytach, a przede wszystkim trwał w abstynencji. Dorota też musiała to widzieć i choćby ze względu na syna doceniała jego postawę, ale to wcale nie oznaczało, że zgodzi się do niego wrócić. Szczerze? Ja bym nie wróciła. Za dużo się między nimi wydarzało.

Rozumiałam oczywiście pragnienie Igora, by odzyskać rodzinę, ale czemu chciał robić ze mnie rzecznika swojej – moim zdaniem – z góry przegranej sprawy?

– Sam powinieneś porozmawiać z Dorotą. Bądź szczery, nie obiecuj czegoś, czego nie będziesz mógł dotrzymać. Kiedyś kazałeś trzymać mi się z dala od twoje małżeństwa, nie wtrącać się…

– Iga, nie zbywaj mnie! Jesteś mądrzejsza ode mnie, ty jej to lepiej wytłumaczysz. Proszę, boję się, że jeśli ich nie odzyskam, to nie wiem co się ze mną stanie, pracowałem nad sobą tylko dla nich.

Nie powinien tego mówić. A już na pewno nie powinien uzależniać swojej abstynencji od takich czy innych okoliczności. To choroba, którą należy leczyć dla siebie, nie dla matki, żony czy szefa, który zagroził ci utratą pracy. Przemawiająca przez Igora desperacja dowodziła, jak chwiejna jest jego trzeźwość. Nie chciałam mieszać się w życie brata bardziej, niż już to zrobiłam. Dodałam tylko, że przykro mi z powodu uczuć, jakie nim miotają, ale to lekcja życia. Nie zawsze uda nam się naprawić błędy, które popełniamy. Czasem słowo "przepraszam" nie wystarczy. 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również