Historie osobiste

Mąż zażądał rozwodu a ja zostałam bez miejsca do życia. Dom był jego i szybko zyskał nową gospodynię

Mąż zażądał rozwodu a ja zostałam bez miejsca do życia. Dom był jego i szybko zyskał nową gospodynię
Nowe życie, bez domu, nie spodziewałam się tego
Fot. Agencja 123rf

Rozwody i rozstania różnie się kończą. Czasem w gniewie, czasem ludzie rozchodzą się w ciszy i spokoju. Niestety zdarza się, że jedna osoba bierze wszystko a druga zostaje z niczym. 

Nigdy nie rozumiałam, jak można się rozstać po wielu latach udanego małżeństwa. Słyszałam o kryzysie wieku średniego, o płomiennych romansach i szalonych zauroczeniach, ale byłam przekonana, że nas to nigdy nie spotka. Wspólne przeżycia i doświadczenia powinny umocnić nasz związek. Niestety, nie umocniły. Mój były mąż nie miał wprawdzie romansu. Po prostu stwierdził, że nic już do mnie nie czuje.

 

Finał bez uprzedzenia

– Dzieci są dorosłe. Nie ma sensu dłużej się ze sobą męczyć – oznajmił pewnego dnia.

Męczyć? Tak widział nasz związek? Początkowo buntowałam się przeciwko jego decyzji. Bo jej nie rozumiałam, bo wciąż go kochałam i nie mogłam uwierzyć, że on tych uczuć nie odwzajemnia, choćby w części. Skoro nie miał nikogo innego…

– Mamo, odpuść – prosiła córka. – To nic nie da. Tylko się niepotrzebnie zadręczasz.

– Więc tak po prostu mam pozwolić mu odejść?!

– Tak.

Wydawało mi się, że córka jest przeciwko mnie. Używała tej samej retoryki, co swój ojciec. Męczyć, zadręczać… Może mu obiecała, że mnie przekona? Nikomu już nie mogłam ufać.

Co gorsza, straciłam dach nad głową. Nie dosłownie. Mąż nie zamierzał mnie wyrzucać na bruk ani zostawiać z niczym, ale to był jego dom, odziedziczony po rodzicach, zanim w ogóle wzięliśmy ślub, więc to ja musiałam się wynieść. Zresztą wcale nie chciałam tam zostać i codziennie go widywać. Nie byłam masochistką. Termin sprawy został wyznaczony, rozwód zdawał się formalnością, poddałam się, popadłam w marazm…

 

Nowe życie, bez domu

– Nie musisz się spieszyć z wyprowadzką. Chcę się rozstać w pokojowej atmosferze. Z szacunku dla tych wszystkich wspólnych lat – tłumaczył, a moje serce już nie pękało na miliony kawałków.

Z konieczności zaakceptowałam jego decyzję. Pomogła mi w tym córka, którą wcześniej oskarżałam o kolaborację z ojcem. Zaproponowała, żebym się do nich wprowadziła, póki czegoś nie znajdę. Byłam jej wdzięczna, co nie znaczy, że nie czułam się niezręcznie. To ja powinnam wspierać córkę, nie ona mnie. Na dokładkę to był dom mojego zięcia, odziedziczony po dziadkach. Musiałam jednak przełknąć dumę. Bałam się, że minie dużo czasu, zanim na dobre stanę na nogi, zanim pozlepiam kawałki serca w nową całość…

– Przyda nam się pomoc przy dzieciach – wymyśliła Natalka. – Dzieciaki cię uwielbiają i będą zachwycone, mając cię na co dzień. A ty nabierzesz do wszystkiego dystansu. Oboje musicie od siebie odpocząć, a w domu to niemożliwe.

Odpocząć… Kolejne nieadekwatne słowo. Wcale nie zmęczyłam się małżeństwem, ale najwyraźniej to mną się zmęczono. Mimo wstydu i poczucia przegranej z takiego rozwiązania, schroniłam się pod skrzydłami córki. Gdzie popełniłam błąd, że moje życie potoczyło się w tak żałosny sposób?

 

Nowa gospodyni w moim dawnym domu

– Możesz u nas zostać, jak długo chcesz, ile będziesz potrzebowała. Mamy mnóstwo miejsca – zachwalała Natalia. – Szczerze mówiąc, dom jest trochę dla nas za duży. Kiedyś inaczej budowano.

– Teraz ci się wydaje za duży…

Frustracja się ze mnie wylewała.

– To minie, mamo. – W oczach Natalii zalśniły łzy. Była dorosła, ale przecież ona również mocno to przeżyła. Rozstanie rodziców zawsze jest bolesne, bez względu na wiek. – Po prostu daj sobie czas.

Gdyby to było takie proste, pomyślałam.

Pół roku później mój były mąż już nie był zmęczony ani zadręczony, a jego dom zyskał nową gospodynię. Ja zaś nadal zajmowałam pokój gościnny w domu naszej córki. Nadal czułam się rozgoryczona i rozbita. I miałam tego dość.

Pora wreszcie się pozbierać, wziąć sprawy w swoje ręce. Dość grania roli ofiary. Postanowiłam jak najszybciej znaleźć mieszkanie. Kocham córkę, wnuki, nawet zięcia, ale ostatnio czułam przesyt ich intensywną obecnością. Tęskniłam za ciszą i niezależnością. Tylko niespecjalnie było mnie na takie luksusy stać. Ceny wynajmu czegoś na poziomie, o kupnie nie wspominając, były horrendalne!

I tu pojawiła się złość. Na byłego męża. To ja dbałam o dom przez te wszystkie lata. Dopieszczałam każdy kącik, urządzałam wszystkie pomieszczenia, sadziłam rośliny w ogrodzie. W nagrodę dostałam rozwód za porozumieniem stron i gościnę u córki. Na dokładkę znalazłam się w dużo gorszej sytuacji finansowej. Mój były mąż prowadzi świetnie prosperujący warsztat samochodowy, a ja pracuję jako wykładowca akademicki na państwowej uczelni. Kocham swój zawód, ale bogactwa on nie daje.

 

Moje życie w moich rękach

Od wielu dni przeglądam ogłoszenia, a mimo to jeszcze nie trafiłam na odpowiednie mieszkanie. Piszę recenzję, biorę zlecone, choć miałam odpoczywać i nabierać dystansu. Noc przynosi wciąż nowe rozterki zamiast snu. Jestem wdzięczna Natalii za gościnność, ale brakuje mi własnej przestrzeni, miejsca, które będę mogła nazwać domem.

Mam pięćdziesiąt sześć lat i nie mam domu! Gdy o tym myślę, chce mi się płakać. Kredyt? Jaki bank da mi kredyt na trzydzieści lat? Złość na męża ewoluowała w słuszny gniew i kazała poradzić się prawnika, który uświadomił mi, że alimentów po rozwodzie za porozumieniem stron raczej nie uzyskam, ale o podział majątku mogę wystąpić zawsze, i wręcz powinnam.

Zrobiłam to. Koniec unoszenia się dumą, koniec myślenia: to jego pieniądze. Był moim mężem, gdy je zarabiał, a obowiązywała nas wspólnota majątkowa. Od fazy użalania się nad sobą przeszłam w fazę walki, czym zaskoczyłam byłego męża. Zarzuca mi mściwość i zazdrość. Proszę, nagle przestało być miło. A moja córka… O dziwo, nic nie mówi. Może dotarło do niej, że kiedyś może znaleźć się w mojej sytuacji, gdy nagle ich dom okaże się jego domem…

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również