Wywiad

Katarzyna Grochola: "Życie to cudowny nałóg. A do jego upiększenia nie potrzeba wielkich pieniędzy"

Katarzyna Grochola: "Życie to cudowny nałóg. A do jego upiększenia nie potrzeba wielkich pieniędzy"
Katarzyna Grochola
Fot. AKPA

Pokazuje, że można być niedoskonałą i szczęśliwą. Przeżyć zdradę, przemoc i odbudować swoje poczucie wartości. Odnieść sukces. Nawet podczas choroby nowotworowej mówiła, że jest po jasnej stronie życia. Katarzyna Grochola umie zachwycać się światem mimo trudnych doświadczeń. Cieszy ją codzienność w każdej postaci. Jej nowa powieść ma tytuł "Wyluzuj, kobieto!" Dla niej znaczy to więcej niż odpuszczanie sobie i niefrasobliwość.

Chciała być pisarką. Ojciec prawnik, matka polonistka, dom bez telewizora, pełno książek. W podstawówce, głównie na lekcjach matematyki, której nie znosiła, pisała w zeszytach powieści. Wyobrażała sobie, że pisarz to człowiek, który... kończy medycynę jak Bułhakow czy Boy-Żeleński i niewiele robi. Wymyśla historie, szybko staje się sławny i bogaty. Życie to zweryfikowało. Zanim odniosła sukces, była salową, korektorką, sprzedawczynią, pomocnicą cukiernika, konsultantką w biurze matrymonialnym. Dopiero powieść Nigdy w życiu, która ukazała się w 2001 roku, przyniosła jej popularność. Od tego czasu czytelnicy kupili cztery miliony jej książek. Ale w życiu Katarzyny Grocholi była też ciemna strona. Miała męża alkoholika, doświadczyła przemocy, zdrady. Ma jednak gen niezłomności. Gdy jako 30-latka zachorowała na nowotwór, usłyszała od lekarza, że... zostały jej trzy miesiące życia. Udowodniła, że się mylił. Niedawno znów poważnie chorowała. Ale Kasia, jak to ona, uśmiecha się do życia, wydaje powieści i mówi, że zawsze jest za co je docenić: „Każda moja książka czegoś mnie uczy”. Jaką lekcję dała sobie tym razem?

Najnowsza książka Katarzyny Grocholi

Twój STYL: Wyluzuj, kobieto! – łatwo powiedzieć! Wika, bohaterka pani nowej powieści, słyszy te słowa zewsząd.

Katarzyna Grochola: Powtarzają jej to mąż, syn, przyjaciółki. A mojej bohaterce trudno wyluzować w sytuacji, kiedy ukochany syn, który w wieku czterech lat oświadczył: „Mamusiu, ja się z tobą ożenię”, nagle przyprowadza do domu obcą kobietę i oznajmia, że spędzi z nią życie. Matce w głowie się to nie mieści. Gdybym miała syna, też ciężko bym to przeżywała.

Obie jesteśmy matkami córek jedynaczek. Mamy odmienne doświadczenia?

Przypomniał mi się dowcip. Rozmowa dwóch matek. Jedna mówi: „Moja córka trafiła fantastycznie. Jej mąż wstaje rano, robi śniadanie, wyprowadza psa, dźwiga zakupy, wyrzuca śmieci, przynosi kwiaty, a do tego kocha ją nad życie”. „Całe szczęście, że nie masz syna – mówi druga. – Mój trafił fatalnie: musi robić śniadanie, wyprowadzać psa, wynosić śmieci, dźwigać zakupy i jeszcze kwiaty jej kupować!” Myślę, że my, matki córek, mamy jednak łatwiej. Choć też popełniamy błędy. Ja długo traktowałam Dorotę (córką Katarzyny Grocholi jest Dorota Szelągowska – red.) jak siebie, co miewało fatalne skutki, bo nie zawsze siebie traktowałam dobrze. Nie umiałam się bronić, więc nie potrafiłam stanąć w obronie córki. Na szczęście zdarzały się wyjątki. Gdy Dorota była w czwartej klasie podstawówki, zostałyśmy obie wezwane do szkoły. Pani od polskiego zarzuciła mi, że piszę za córkę wypracowania. Obraziła mnie, bo nie piszę jak dziewięciolatka. Ale obraziła też Dorotę, oskarżając ją, że wyręcza się matką, a ja nigdy nie pomagałam jej w lekcjach. 

I co pani zrobiła?

Powiedziałam: „Nie będę tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem”. I wyszłyśmy. Kiedy Dorota podrosła, potrafiłam wczuć się w jej pragnienie, żeby wreszcie zacząć swoje życie, być wolną. Sekundowałam jej w tym. Pierwszy raz wyprowadziła się, gdy miała 19 lat. Nie było telefonów komórkowych, w związku z tym nie było kontroli. Nie musiałam się denerwować, czy będzie wracać nocnym autobusem, bo nie wiedziałam, gdzie jest i co robi. Kiedy wyjechała z przyjaciółmi do Szwecji na wycieczkę rowerową, dostałam jedną kartkę, doszła po jej powrocie. Napisała: „Jest pięknie!”. Nie zamęczałam jej swoim strachem.

Pani umiała wyluzować, w przeciwieństwie do bohaterki książki.

Tytułowe „wyluzuj” odnosi się do wielu spraw, nie tylko relacji z dorosłym dzieckiem. Również do tego, co moja bohaterka widzi w telewizji, jak traktuje ją mąż, syn, co mówią przyjaciółki czy lekarz, przed którym każdy kuli ogon. Wyluzuj odnosi się do codziennego życia. Ja odchorowałam ostatnie osiem lat. Obserwowałam, jak bardzo ludzie są podatni na manipulacje. Jak nie chcą uwierzyć, że ich ulubiony polityk kłamał i kradł. Wypierają ze świadomości fakty i usprawiedliwiają winnych. Syndrom żony alkoholika. Mąż pije, ale ona go tłumaczy! Niełatwo wyluzować, gdy się dostrzega takie zjawiska.

To prawda. Powiedziała pani kiedyś, że każda książka uczy panią czegoś ważnego. Na co otworzyła pani oczy ta najnowsza?

Że życie to cudowny nałóg. A do jego upiększenia nie potrzeba wielkich pieniędzy. Nie musimy mieć wszyscy samolotów, bo… po co?! Najważniejsza jest miłość, przyjaciele, dobrzy ludzie wokół. Pamiętam moje przyjęcie imieninowe w 1997 roku. Miałam 40 lat i 22 złote. Wystarczyło na dwa bochenki świeżego chleba, masło i dżem truskawkowy. Zrobiłam z tego kanapki, a przyjaciołom powiedziałam: „Jeśli chcecie pić coś poza herbatą i kawą, to przynieście”. Każdy przyniósł, co mógł, a kolega lekarz przyszedł z butelką whisky, którą wcześniej oglądałam tylko w filmach. Zrobiła furorę. To było fantastyczne przyjęcie. Niedawno zapytałam znajomą, która się przeprowadziła, kiedy zaprasza na parapetówkę. Odpowiedziała, że nie robi, bo nie ma pieniędzy. Ja na to: „Powiedz, że otwierasz dom, zapraszasz, a każdy niech przyniesie to, na co go stać”. Usłyszałam: „Nie, bo mi wstyd”.

Książki pisze pani w zachwycie czy z mozołem?

Piszę w cugu. Poprawiam w mozole. A mimo to w każdej książce, którą czytam po wydrukowaniu, coś bym zmieniła, dopisała, przestawiła. Ale tę swoją niedoskonałość uważam dziś za zaletę, inaczej nigdy niczego bym nie skończyła. Raz jest lepiej, raz gorzej… Wyluzowałam.

 

Katarzyna Grochola o mężu: "Ja jestem kompletnie innej konstrukcji"

Improwizowanie daje więcej radości niż uporządkowanie?

Warto poznać swoje potrzeby, a każdy ma inne. Mieszkam z mężem muzykiem, który w przeciwieństwie do mnie jest bardzo ułożonym człowiekiem. Wstaje o ósmej, nie kładzie się później niż o 23. Masło zawsze trzyma w lodówce, a obiad je o trzeciej. Ja jestem kompletnie innej konstrukcji. Nie widzę powodu, dla którego miałabym przerwać oglądanie ciekawego serialu po trzecim odcinku, skoro mogę obejrzeć sześć. Podobnie jest z książkami. Gdy zaczynam porywającą historię, muszę skończyć. Wczoraj jednym tchem przeczytałam Widzimy się w sierpniu Márqueza.

Katarzyna Grochola o córce i wnukach

A co jest dziś na szczycie spraw, które panią rozczulają?

Córka i wnuki. Dorota zachwyca mnie, bo jest mądra i świetnie wychowuje dzieci. Mój wnuk mnie zachwyca, bo jest świetnym aktorem. W Weselu Mai Kleczewskiej grał Jaśka, który stracił złoty róg, jego rozpacz była przejmująca! A moja wnuczka Wanda jest urocza i bystra. Gdy miała pięć lat, przybiegła do kuchni: „Mamo, mamo, chodź szybko, potrzebny mi jest dorosły!”. Dorota miała ręce w cieście, więc zapytałam: „Czego potrzebujesz?”. Nie zareagowała, dalej woła: „Mamo, mamo…”. Wtedy powiedziałam: „Ja też jestem dorosła, mogę ci pomóc”. A ona na to: „Babciu, przecież mówię wyraźnie, potrzebuję dorosłego, a nie starego”. (śmiech) Czy to nie jest zachwycające? Jest!

Myśli pani, że można przejść przez życie w zachwycie?

Myślę, że można, ale zachwyt nie wyklucza rozczarowań. W życiu doświadczamy miłości i nienawiści, radości i smutku, współczucia i gniewu. Zapytałam kiedyś świetnego terapeutę Andrzeja Wiśniewskiego: „Na czym, tak w dwóch słowach, polega terapia?”. Odpowiedział: „Na tym, żeby odróżnić gówno od parówki”. I to ma sens. Żyjmy w zachwycie, ale nie w zaprzeczeniu różnych uczuć, których doświadczamy. Mam prawo płakać, bać się, złościć, gniewać. Gdy umiem jedno i drugie, mogę żyć i czuć się lepiej. Więcej wybaczać sobie i innym. Dostrzegać drobiazgi, za co warto być wdzięcznym mimo wszystko. Gdybym miała czarodziejską różdżkę, stuknęłabym nas wszystkich po głowie, żebyśmy stali się dla siebie lepsi. I częściej się zachwycali.

Ostatnio zaintrygowało mnie zdanie „Przyszłość to pudełko pełne iluzji”. Czym dla pani jest przyszłość?

W życiu miałam niezwykłą zdolność do upadków, pakowania się w groźne sytuacje, ale też zdolność do podnoszenia się z tego. To jest moja siła. Myślę, że przyszłość to jest pudełko, które sami możemy zapełnić, dopasowując iluzje do swoich możliwości. Już nie zostanę biegaczką na 100 metrów, ale... przecież nie muszę biegać. Nie muszę z nikim się ścigać! Mogę robić coś innego. Postawić sobie inny cel, związany z tym, co lubię, co sprawia mi radość. Marzenia też są formą iluzji, a  jednak często udaje nam się je zrealizować. Nie bójmy się ani marzyć, ani zachwycać! 

Cały wywiad można przeczytać we wrześniowym wydaniu magazynu "Twój STYL".

st_09_001_x2_v1

Kim jest Katarzyna Grochola?

Katarzyna Grochola - Rocznik 1957. Jedna z najpopularniejszych polskich pisarek. Autorka powieści obyczajowych, których sprzedała ponad cztery miliony egzemplarzy. Prywatnie związana z muzykiem Stanisławem Bartosikiem. Jej córką jest Dorota Szelągowska. 
Urodziła się w Krotoszynie, ale dorastała w Poznaniu, Wałbrzychu i Warszawie. Jej ojciec Władysław Grochola był prawnikiem, mama Lidia polonistką. Zanim została pisarką, była salową, korektorką, sprzątała mieszkania w Londynie i pracowała u jubilera. Po powrocie była dyrektorką składu celnego i specjalistką do spraw szkoleń w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Przez kilka lat odpisywała na listy w magazynach „Poradnik domowy i „Jestem”. Jej najpopularniejszymi powieściami są „Nigdy w życiu!” i „Ja wam pokażę”. Właśnie na rynku pojawiła się najnowsza powieść "Wyluzuj, kobieto!".

 

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 09/2024
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również