Historie osobiste

Niech mówią, że zawiodłam jako córka. Wolę mieć wyrzuty sumienia, niż poświęcać życie opiece nad mamą

Niech mówią, że zawiodłam jako córka. Wolę mieć wyrzuty sumienia, niż poświęcać życie opiece nad mamą
Mam dylemat. Czy nie chcąc poświecić całego życia dla matki, jestem złą córką?
Fot. Agencja 123rf

Kiedyś, w czasach gdy rodziny żyły w wielopokoleniowych domach, przyszłość starszych osób była oczywista. Żyli razem z dziećmi i wnukami. Dziś, w dobie emigracji zarobkowej, rodzin 2+1, wolnych związków, patchworków, nic już nie jest pewne. I coraz więcej pytań o starzejących się rodziców, którzy zostają sami, kiedy dzieci mieszkają daleko. Nie ma na to dobrych odpowiedzi. Jest za to frustracja jednych i wyrzuty sumienia drugich.

Byłam późnym dzieckiem moich rodziców i szybko zostałam półsierotą. Tatę pokonał nowotwór, a my z mamą zostałyśmy tylko we dwie. Z ciężkim sercem wyjeżdżałam na studia do Krakowa, ale doskonale się tam odnalazłam i to tam zbudowałam swoje życie. Miałam karierę, przyjaciół, partnera… Do domu przyjeżdżałam coraz rzadziej. Nieważne, ile miałam lat, matka wciąż traktowała mnie jak dziecko, czego nie znosiłam. Z tym większym niepokojem myślałam o przyszłości, w której mama będzie potrzebować mojej pomocy w dużo większym wymiarze…

Mama przyjmie pomoc tylko, jeśli się do niej przeprowadzę

– Świetnie się czuję – kwitowała, gdy sugerowałam, że zatrudnię opiekunkę. – Nie życzę sobie obcych w domu.

– Może jakaś sąsiadka…

Mama zaciskała usta, kończąc rozmowę. 

Pomysł ulokowania jej w domu opieki, choćby najbardziej luksusowym, z góry odrzuciłam. Matka nigdy by się nie zgodziła na „dom starców” - jak zwykła nazywać takie placówki. Pozostawała przeprowadzka do mnie. Niekoniecznie do mojego mieszkania, ale na tyle blisko, bym mogła na co dzień się o nią troszczyć. 

– Kochanie, nie ma takiej możliwości – usłyszałam. – Starych drzew się nie przesadza.

– Mamo, nie wypominając, masz ponad osiemdziesiąt lat, życzę ci sprawności do setki, ale trzeba myśleć rozsądnie. 

– W takim razie najrozsądniej będzie jak wrócisz tutaj, do domu.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, takiego rozwiązania w ogóle nie brałam pod uwagę. Mój dom był w Krakowie.

– I tak pracujesz zdalnie, więc urządzimy ci kącik komputerowy i voilà. Po pracy będziemy sobie spędzać czas razem, trochę pomożesz mi w ogródku… – już snuła plany, już mi aranżowała zajęcia.

– Mamo, jak ty to sobie wyobrażasz? Raz w tygodniu muszę być w biurze! W Krakowie mam mieszkanie… 

– A ja mam dom tutaj i chcę w nim być siedem razy w tygodniu.

Świetnie.

– A Piotr? Przecież mieszkam razem z nim.

Wzruszyła ramionami.

– To przestaniesz. Żadnego z niego partia. Żyjecie wspólnie od kilku lat i ciągle bez ślubu. Skoro dotąd się nie oświadczył, to nigdy tego nie zrobi. 

 

Ja albo ona - ktoś musi się poświęcić 

– Mamo, mnie też nie zależy na ślubie. I nie zmieniaj tematu. Nie możesz oczekiwać, że wszystko rzucę…

– No popatrz, a ja mogę wszystko rzucić twoim zdaniem? Całe moje dotychczasowe życie, dwa razy dłuższe od twojego? Zapomnij! – Wstała z krzesła tak gwałtownie, że się wywróciło. 

Koniec tematu, koniec dyskusji. Moja matka nigdy nie należała do elastycznych osób, które potrafią dopasowywać się do ludzi i sytuacji. Oczekiwała raczej, że to cały świat nagnie się do jej woli. Kochałam ją. Jaka by nie była, była moją mamą, opiekowała się mną przez całe dzieciństwo i wczesną młodość, teraz wypadało się odwdzięczyć. 

Tylko… czy relację rodzic-dziecko można uznać za zdrową, gdy trzeba coś dla niej poświęcać? Nie chciałam rezygnować z pracy. Lubiłam ją, związałam się z firmą i ludźmi, czułam się tam potrzebna i należycie doceniana. Gdy wycofam się branży na kilka lat, mogę całkiem wypaść z obiegu i nie mieć do czego wracać. Rynek pracy był taki nieprzewidywalny.

Po drugie, uwielbiałam Kraków, który miał niepowtarzalny klimat. Spędziłam w nim praktycznie całe dorosłe życie i to Kraków uważałam za swoje miejsce na ziemi. No i Piotr. Byliśmy razem od sześciu lat i nie przeszkadzał nam brak ślubu ani dzieci. Mieliśmy dobry związek, tworząc udaną dwuosobową rodzinę. Z powodu uporu matki miałam go zostawić i wyjechać do mieściny położonej trzysta kilometrów dalej? A może, wzorem matki, miałam zażądać, by porzucił pracę, znajomych, rodzinę, przyzwyczajenia i wprowadził wraz ze mną do domu apodyktycznej kobiety, wciąż mówiącej do niego „per pan”?

 

Próba sił, ale nie ma zwycięzcy

Postanowiłam, że nie będę przyjeżdżać do niej przez parę tygodni. Kiedy wpadałam co weekend, sprzątałam, robiłam zakupy, gotowałam i mroziłam potrawy do podgrzania później. Niech sama się przekona, że potrzebuje pomocy. 

Niestety upór mojej matki z wiekiem ewoluował w zawziętość. Nie było mnie przez tydzień, dwa, trzy, a ona nawet nie zadzwoniła. Najwyraźniej liczyła, że ja pierwsza się złamię i ustąpię. W końcu byłam jej jedynym dzieckiem, do tego córką, a ona hołdowała przekonaniu, że dorosłe córki muszą osobiście zajmować się starymi rodzicami, że to ich święty obowiązek. 

Gdy dostałam telefon z pogotowia, spanikowałam. Mama poślizgnęła się i upadła. Trafiła do szpitala na obserwację, a ja gnałam na złamanie karku, popędzana wyrzutami sumienia. Może powinnam się przeprowadzić? Choć na jakiś czas, by sprawdzić, czy to w ogóle zda egzamin? Zarzucałam matce ośli upór, a sama nie byłam lepsza!

 

Rozwiązanie w połowie drogi

Skończyło się na strachu, siniakach i obrzęku biodra. Mama wróciła do domu po trzech dniach. Do swojego, gdyż nadal nie chciała słyszeć o przenosinach do Krakowa. A ja mimo wszystko nie chciałam zrezygnować dla niej ze swojego życia. Czy obie cierpimy na niedobór empatii? Czy obie jesteśmy egoistkami? Dała mi życie, którego nie chcę dla niej poświęcić. Czy to ona oczekuje za dużo, czy to ja jestem niewdzięczna? 

Znalazłam w okolicy moją dawną koleżankę ze szkoły. Wychowuje troje dzieci i potrzebuje dodatkowego zarobku. Umówiłyśmy się, że codziennie zajrzy do mamy, sprawdzi jej samopoczucie, dopilnuje, by brała leki. Poza tym będzie robić cięższe zakupy, sprzątać i gotować. Ten trudny kompromis, z którego żadna z nas nie jest w pełni zadowolona, trwa już pół roku. Matka niby nie protestuje, ale nadal narzeka na „obcą w domu”. A ja mam poczucie, że ją zawiodłam.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również